facebook instagram Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

Kawiarnia w Hanoi. Siedziałem na zewnętrznym tarasie willi rodem z Barcelony Gaudiego, smakując filiżankę tradycyjnej, wietnamskiej kawy z jajkiem. Do przyjazdu do Wietnamu nie kojarzyłem jakoś tego kraju z kawą, a ta którą piłem była przepyszna! Podczas swojej pierwszej podróży do Wietnamu oprócz próbowania lokalnych smaków, miałem przede wszystkim okazję zobaczyć cztery najbardziej znane miejsca w kraju i porównać swoje wyobrażenia o Wietnamie z rzeczywistością. Od pływania łodzią po Delcie Mekongu, przez zgiełk ulic pełnych skuterów w Sajgonie, po setki wysepek w Zatoce Ha Long i długie spacery ulicami Hanoi. Różne smaki, wiele doświadczeń, a przede wszystkim kilka refleksji, po 11 latach powrotu na Półwysep Indochiński - od mojej ostatniej tutaj wizyty.

Filiżanka tradycyjnej kawy w Hanoi
Filiżanka tradycyjnej kawy w Hanoi

Pływając po Delcie Mekongu

Swoją wizytę w Wietnamie zacząłem od rejsów pomiędzy licznymi odnogami jednej z największych azjatyckich rzek, która uchodzi do morza właśnie w tym kraju. Pobyt tutaj był dla mnie „najbardziej wietnamskim doświadczeniem” i najbliższy mojemu wyobrażeniu o tym kraju. Zresztą całe Indochiny rzekami stoją i życie na wodzie to typowy obraz tej części świata. Od setek lat mieszkający tutaj ludzie nauczyli się żyć w symbiozie z wodami Mekongu i ich życie uzależnione jest od „kaprysów” tej rzeki.

Z nurtem rzeki
Z nurtem rzeki

Widziałem to mijając zagrody rzeczne, w których hoduje się ryby i owoce morza. Widziałem patrząc na domy na bambusowych lub betonowych palach, zawieszone nad wodami rzeki, których przetrwanie uzależnione jest od wysokości jej pływów. Widziałem też podczas mijania łodzi i barek, załadowanych po brzegi. Owoce, warzywa, ryż, wyroby kokosowe, naczynia, meble, rękodzieło, motorki, transport ludzi i zwierząt – wszystko odbywa się na rzece. A najlepsze wrażenia są podczas udziału w porannym targu, kiedy to z łodzi na łódź, z ręki do ręki, podawane są różnego rodzaju towary.

Handel na Mekongu
Handel na Mekongu

Żeby w pełni tego wszystkiego doświadczyć, dobrze jest tutaj spędzić kilka dni, korzystając z noclegu w tzw. „homestay” – czyli lokalnej agroturystce. Możliwości jest sporo – od noclegu na barce, przez proste domki dla turystów z plecakami, po bardziej komfortowe, butikowe hotele. Wschody i zachody słońca nad rzeką, szum przepływających łodzi, smaczna i świeża, lokalna kuchnia. Doświadczyłem i Wam też polecam.

Nocleg nad rzeką
Nocleg nad rzeką

Brązowe wody Mekongu, zieleń pół ryżowych, palmy kokosowe, kwiaty, blaszane, proste domy, lub lepsze murowane i kolorowe, no i niestety trochę śmieci. Szerokie odnogi głównych nurtów rzeki i setki, węższych kanałów oraz niepoliczalna liczba łodzi. Tak.., to zdecydowanie klimat Wietnamu…

Smacznie w wietnamskiej agroturystyce
Smacznie w wietnamskiej agroturystyce

Próbując przejść przez drogę w Sajgonie

Kiedy stoisz na ulicy w Sajgonie, patrzysz na mnogość skuterów i próbujesz przejść przez drogę (nawet na pasach), zaczynasz rozumieć co znaczy stwierdzenie „Ale Sajgon!”. Samo powiedzenie wywodzi się z czasów zakończenia amerykańskiej wojny w Wietnamie, ogromu zniszczeń miasta i chaosu jaki tu panował, podczas ewakuacji Amerykanów i Wietnamczyków helikopterami z dachu ambasady USA. Dziś jednak stwierdzenie to można podpiąć pod panujący na drodze ruch, który dla Europejczyka wydaje się być chaosem – czyli przysłowiowym „Sajgonem”.

Skuterów w Sajgonie jak rowerów w Amsterdamie
Skuterów w Sajgonie jak rowerów w Amsterdamie

Ale poza wrażeniem chaosu na drodze (wbrew pozorom ruch dobrze tutaj funkcjonuje), to Sajgon – a właściwie Ho Chi Minh (od lipca 1976 r.), niewiele różni się od europejskich miast. To było chyba moje największe zaskoczenie podczas pierwszej wizyty w Wietnamie, że miasto jest czyste, pełne nowoczesnych wieżowców, eleganckich witryn i markowych sklepów. No i do tego ta piękna, kolonialna architektura. To ostatnie to zasługa Francuzów, którzy pozostawili po sobie sporo ładnej zabudowy i Bánh mi – czyli najsłynniejszą, wietnamską kanapkę. To taka „fuzja” paryskiej bułeczki z azjatyckimi smakami (pasztet z wątróbki, świeże oraz marynowane w occie warzywa, czasem kurczak, czasem z dodatkiem chili). Chrupiąca i smaczna!

Z kolonialnym tłem przed pomnikiem Ho Chi Minha
Z kolonialnym tłem przed pomnikiem Ho Chi Minha

Centrum miasta jest pełne szerokich bulwarów, parków i skwerów zieleni oraz XIX wiecznej, francuskiej architektury. Choćby gmach poczty głównej (mnóstwo pięknych pocztówek z całego Wietnamu!), katedra Notre Dame (niestety od lat cała w rusztowaniach), ratusz miejski (kapitalna fasada!), czy budynek tutejszej opery. Do tego ulice z eleganckimi witrynami i markowymi sklepami, jak Louis Vuitton, Hermés, Chanel, Dior, Gucci, Cartier, i wiele innych. Nic dziwnego, że Ho Chi Minh nazywane jest „Paryżem Wschodu”. Gdyby nie azjatyckie rysy twarzy mieszkańców i wietnamskie nazwy, w życiu bym nie pomyślał, że jestem poza Europą. Ho Chi Minh po Singapurze i Kuala Lumpur, to chyba najbardziej poukładane miasto jakie do tej pory widziałem w dalekiej Azji. Ktoś może powiedzieć, że mało wietnamskie – ale mi się podoba.

I gdzie ten „Sajgon”?
I gdzie ten „Sajgon”?

W mieście byłem krótko i widziałem głównie jego centrum. Zdaję sobie sprawę, że ta 10 milionowa metropolia ma w innych dzielnicach swoje bardziej azjatyckie i chaotyczne oblicze, ale póki co nie miałem okazji tego zobaczyć. Ale przysłowiowy „sajgon” widziałem w nocy na ulicy Bùi Viên, nazywanej też „Wallking Street”. Mnóstwo klubów i pubów z niemiłosiernie głośną muzyką i skąpo odzianymi dziewczynami, zachęcającymi przechodniów do wejścia. Widziałem już gorsze rzeczy w Tajlandii i nie zaskoczyło mnie to jakoś szczególnie. Niemniej jednak pobyt tutaj dłuższy niż półgodziny – zdecydowanie szkodzi zdrowiu… Dlatego zachodzę w głowę, co robią tutaj młode kobiety z niemowlętami i dziećmi w wieku przedszkolnym...

„Wallking Street” – zobaczyć i uciekać
„Wallking Street” – zobaczyć i uciekać

Ciszej ale też podejrzanie jest w dzielnicy japońskiej (Japanese Corner). W Japonii jeszcze nie byłem i liczyłem na muśnięcie nieco tamtejszej kultury. A tu niespodzianka w postaci barów i salonów pseudo masażu, do których zapraszają uśmiechnięte, ubrane na biało dziewczyny… Ho Chi Minh ma zdecydowanie więcej innych, ciekawszych atrakcji – choćby tematy związane z wojną z Amerykanami. Ale na to wszystko potrzeba znacznie więcej czasu – a tego niestety tutaj nie miałem, „smakując” tylko główne atrakcje kraju. Chętnie zatem tu wrócę, bo miasto zrobiło na mnie dobre wrażenie i mam jego niedosyt…

Na rondzie w Sajgonie
Na rondzie w Sajgonie

Pływając pośród setek wysp Zatoki Ha Long

Blisko 2000 wapiennych wysepek rozsianych po morzu niczym perłowy naszyjnik Zatoki Ha Long, to przyrodniczy fenomen i charakterystyczna pocztówka z Wietnamu. Miejsce jest przepiękne o każdej porze roku (najlepiej kwiecień-maj i wrzesień-październik). Nawet mglisty dzień nadaje zatoce swoistego mistycyzmu, kiedy to w trakcie rejsu zza delikatnej zasłony mgły, wyłaniają się przed nami kolejne skały…

Płynąc w stronę wysp Zatoki Ha Long
Płynąc w stronę wysp Zatoki Ha Long

Jest to zdecydowanie jedna z największych atrakcji Wietnamu o światowej randze, która przyciąga tysiące turystów. I Wietnam, który stawia mocno na turystykę, bardzo wykorzystuje posiadanie takiej atrakcji. Aż za bardzo… Nic mnie tak negatywnie nie zaskoczyło w tym kraju, jak „infrastruktura towarzysząca” Zatoce Ha Long. Patrząc z poziomu rejsu od zatoki w stronę wybrzeża stałego lądu, ogląda się szpetną panoramę na blokowiska, który to widok kompletnie nie pasuje do czaru wysepek w słynnej zatoce. Ogromny port dla dużych statków pasażerskich i oczywiście dziesiątki łodzi do obsługi grup turystycznych. Tankowce, kontenerowce i mało estetyczne kutry rybackie i turystyczne łodzie. Dodatkowo zbudowane niby luksusowe osiedla – mariny dla bogatych, też jakoś nie bardzo tutaj pasujące. W okolicznych miejscowościach postawione (i ciągle dobudowywane) na szybko hotele, których nie tylko wygląd ale i standard jest kiepski, bo budowane są bez namysłu i z użyciem tanich materiałów, co widać w sypiących się fasadach i wnętrzach. Wszystko to przypomina mi takie nieudane połączenie „Dubajo-Miami-Vegas”, które ma zabawić hordy przybywających tutaj turystów.

Straszące z oddali blokowiska w Ha Long
Straszące z oddali blokowiska w Ha Long

Jadąc tutaj nie liczyłem na tradycyjne dżonki z rozłożystymi wachlarzami na bambusowym stelażu, jakie maluje się na obrazach z Wietnamu. Świat idzie do przodu i tradycyjne podróżnicze symbole, odeszły już w zapomnienie… Ale takiego pseudo rozwoju i komercji to się nie spodziewałem… Lokalni biznesmeni nieudolnie skopiowali pomysły z zachodniego świata i moim zdaniem - wyszło to fatalnie… Poza tym czy tak piękne miejsce naprawdę potrzebuje dodatkowego zaplecza w postaci karaoke barów i salonów masażu pełnych prostytutek, sklepów przepełnionych plastikową tandetą i łatwo dostępnego alkoholu? I potem te wszystkie opakowania i butelki lądują w morzu i region od lat boryka się z problem zanieczyszczenia wód zatoki… Czy ludzie są naprawdę tak prości i mają tak niskie potrzeby?... I jeszcze te wrzeszczące małe łódki między skałami „hura!, ha ha!, enjoy!” – jakby nie można było w spokoju kontemplować unikatowego piękna, które natura tworzyła przez miliony lat…

Ukryte między wyspami piękno
Ukryte między wyspami piękno

Na miejscu działa „turystyczna mafia” oferująca ustandaryzowane, turystyczne pakiety. Jeśli będziecie tutaj sami, a nie z biurem podróży, to starajcie się unikać najtańszych wycieczek, bo z reguły idzie za tym niska jakość… Dobrze jest wybrać program na 2/3 dni z noclegiem na łodzi, wschodami i zachodami słońca w zatoce, czy wliczone w cenę wycieczkę pływanie kajakami. Unikajcie natomiast imprezowych łódek i napiętych, kilku godzinnych wycieczek, przepełnionych międzynarodową grupą – bo traci na tym klimat natury tego niezwykłego miejsca…

Ukrywając się w jednej z pięknych jaskiń
Ukrywając się w jednej z pięknych jaskiń

Przemierzając dziesiątki ulic Hanoi

Na koniec stolica Wietnamu, która zaryzykuje stwierdzenie – skradła chyba moje serce… Dlatego też poświęcam jej osobny wpis – Spacerem po Hanoi. Miasto podobnie jak Ho Chi Minh zaskoczyło mnie rozmachem i względną czystością w centrum. Ale ma tą przewagę nad Sajgonem, że jest bardziej lokalne i więcej tutaj Azji niż Europy.

Ikoniczna Pagoda Na Jednej Nodze
Ikoniczna Pagoda Na Jednej Nodze

Zarówno za dnia jak i w nocy bardzo przyjemnie spaceruje się uliczkami Starego Kwartału, pełnymi ulicznego jedzenia. Ulice te często mają ciekawe fasady, które kryją lokalne sklepiki, a czasem eleganckie galerie i butiki. Jest też tutaj trochę kolonialnej zabudowy: choćby ładny budynek Opery, chyba jeszcze ładniejszy Pałac Prezydencki, czy wyglądająca trochę jak z horroru, ale przez to intrygująca - fasada katedry św. Józefa.

Na ulicy w Hanoi
Na ulicy w Hanoi

W Hanoi zdecydowanie najwięcej znalazłem różnego rodzaju azjatyckich świątyń, których to brakowało mi podczas całej podróży. Niektóre z nich są wyeksponowane i łatwe do znalezienia jak Ngoc Són (na jeziorze z uroczym mostkiem), czy najpiękniejsza w mieście Świątynia Literatury. Natomiast wiele innych jest ukrytych pośród licznych uliczek miasta np. Bach Ma.

Pociąg pośród barów na Train Street
Pociąg pośród barów na Train Street

Niewątpliwie jedną z największych atrakcji stolicy jest przejeżdżający kilka razy dziennie pociąg przez ulicę pełną barów i restauracji! Robi to ogromne wrażenie i wygląda pięknie zwłaszcza w nocy, kiedy lokale mienią się kolorami świateł… Hanoi jest bardzo klimatyczne i więcej o nim znajdziecie w osobnej relacji. Warto tutaj zostać trochę dłużej i nie traktować miasta tylko jako bazy wypadowej do zwiedzania Zatoki Ha Long, czy północy Wietnamu.

Mauzoleum Ho Chi Minha w stolicy
Mauzoleum Ho Chi Minha w stolicy

Podczas mojej pierwszej podróży po Wietnamie odwiedziłem najbardziej znane miejsca w kraju, smakując każde po trochę. Próbowałem też lokalnych smaków i z tych degustacji Wietnam smakuje mi jaśminową herbatą, dobrą kawą ze skondensowanym mlekiem kokosowym, klasyczną zupą Pho i słodkimi, delikatnie doprawionymi daniami z ryżu. A jeśli chodzi o „smak kraju” ogólnie, to Wietnam jest miejscem bardzo przyjaznych, uśmiechniętych i (co ważne) nie natarczywych ludzi. Krajem który fajnie łączy klimat dalekiej Azji z wygodami współczesnego świata, choć w niektórych miejscach te wygody niepotrzebne niszczą autentyczność kraju… Orientalne i gustowne sklepy, trochę „sajgonu” na ulicach, wszechobecne, szpiczaste kapelusze i delikatnie odczuwalna nuta socjalizmu, który na szczęście nie razi w oczy i nie psuje pozytywnej opinii na temat kraju. Jest tutaj wiele do zobaczenia i poznania, dlatego z przyjemnością powrócę…

Urok Wietnamu
Czar Wietnamu

GARŚĆ PORAD:

  • Kraj polecam zwiedzić najlepiej na dwa razy: północ od września do listopada, a południe od kwietnia do grudnia. Unikniecie wtedy pory deszczowej na południu i doświadczycie pocztówkowych widoków na północy.
  • Najtańsze bilety z Polski i najlepsze bazy wypadowe to oczywiście Hanoi i Sajgon. Miasta mają bardzo dobrze rozwinięte lotniska i transport. Łaciński alfabet zdecydowanie ułatwia podróżowanie na miejscu.
  • Do poruszania między miastami najlepsze będą autobusy, które oferuje wielu przewoźników. W tym tzw. sleepery z kuszetkami zamiast regularnych siedzeń. Na dłuższe trasy najwygodniejsze będą lokalne przeloty.
  • Hotele są przyjemne i tanie. Warto szukać okazji w gustownych obiektach z klimatem i lokalnych agroturystykach.
  • Jedzenie jest smaczne, tanie i nie tak ostre jak np. w Tajlandii. Każdy coś dla siebie znajdzie!
  • Jest bezpiecznie. Ludzi są bardzo mili i nie natarczywi. Wspomnienie Wietnamczyków to jedno z najmilszych doświadczeń podroży do tego kraju.
  • Wbrew „sajgonowi” na ulicach, śmiało przechodźcie, bo Was wyminą. No i przejedźcie się z lokalnym na motorku, co zostanie Wam na pewno w pamięci!