Nowa Zelandia – okolice Rotorua i kilka minut po 10 rano… Siedzę z grupą swoich turystów i patrzymy jak pracownik parku wsypuje do małego gejzeru trochę roztworu mydła, po czym ów gejzer zaczyna wypluwać mydliny i po chwili strzela do góry wysokim strumieniem gorącej wody. Czy nie wystrzeliłby bez tego? Owszem wystrzelił – ale nie byłby tak regularny i spektakularny. A tak po odkryciu przez przypadek tej chemicznej reakcji przez piorących tu niegdyś swoje ciuchy więźniów, mamy dziś nie lada atrakcję codziennie rano o stałej porze.
![Gorąca woda z mydlinami z gejzeru Lady Knox Gorąca woda z mydlinami z gejzeru Lady Knox](/images/wpisy/nowa_zelandia/dzien_z_zycia_pilota/1.jpg)
To co dziś jest atrakcją, kiedyś niezrozumiałe dla pierwszych odkrywców, musiało wzbudzać przerażenie… W oczach angielskich pionierów, wulkaniczny płaskowyż Rotorua na który składają się jałowe pustkowia porośnięte skarłowaciałą roślinnością, usiane kipiącymi kraterami, sadzawkami z bulgoczącym błotem, kipiącymi gejzerami i powietrzem przesyconym siarką – wszystko to musiało ewidentnie im się kojarzyć z dantejskim piekłem… Dziś zbadana i zrozumiana tutejsza geomorfologia, fascynuje i stanowi nie lada atrakcję turystyczną. I to wszystko pokażę moim turystom podczas jednego z dni mojej pracy na końcu świata – czyli na północnej wyspie nowozelandzkiej. Wszak nie ma na świecie bardziej oddalonego od Polski kraju jak Nowa Zelandia.
![U drzwi do świata Maorysów U drzwi do świata Maorysów](/images/wpisy/nowa_zelandia/dzien_z_zycia_pilota/2.jpg)
Po obejrzeniu rano mydlanej erupcji gejzeru Lady Knox, jedziemy do strefy geotermalnej Te Puia. Zanim zobaczymy kolejny, tym razem znacznie większy wybuch gejzeru, na początek zapoznaję grupę z niezwykle ciekawą kulturą rdzennych mieszkańców Nowej Zelandii – Maorysów. Misterne zdobnictwo fasad domów, łodzi zwanych waka, czy maoryskich masek – tłumaczę w tutejszej szkole w której kształcą się specjaliści w rzeźbieniu w drewnie i kamieniu. Z kulturą Maorysów spotkamy się dzisiaj raz jeszcze, podczas wieczornej kolacji. Teraz ruszamy w stronę gejzeru Pohutu, którego nazwę tłumaczy się jako „wielkie chluśnięcie”. I faktycznie jak czasem „chluśnie” – to na 30 m do góry, wylewając potężne ilości gorącej wody, która spływa po ładnie uformowanych tarasach, stworzonych przez bogatą w minerały wodę.
![Chluśnięcie Pohutu Chluśnięcie Pohutu](/images/wpisy/nowa_zelandia/dzien_z_zycia_pilota/3.jpg)
Ale w strefie Te Puia oprócz gejzeru, gorących błot, źródeł i kultury Maorysów, jest jeszcze coś charakterystycznego dla Nowej Zelandii… To właściwie jedyna okazja dla grupy by móc na żywo zobaczyć jeden z symboli tej wyspy – ptaka kiwi! Płochliwy, nieuchwytny za dnia (bo żeruje głównie nocą), jest tutaj pokazywany – na co w ogromnym napięciu czekają moi turyści. Przy okazji, czy wiedzieliście, że kiwi uważny jest za najstarszego ptaka na świecie i że zdarzają się kiwi albinosy? Samica składa ogromne w stosunku do masy jej ciała jajo, stanowiące 20% jej wagi! To tak jakby kobieta ważąca 60 kg miała urodzić 12 kg dziecko! Dlatego potem tata kiwi pomaga wysiadywać jajko zmęczonej żonie 😉. Tak, tak.., bo kiwi łączą się w pary na długie lata! A tak przy okazji – co było pierwsze? Kiwi ptak, czy kiwi owoc? 😉
![Uwaga na przechodzącego kiwi! Uwaga na przechodzącego kiwi!](/images/wpisy/nowa_zelandia/dzien_z_zycia_pilota/4.jpg)
Ruszamy dalej, bo to dopiero połowa atrakcji dzisiejszego dnia… W okolicach płaskowyżu Rotorua jest kilka stref geotermalnych. A jedną z moich ulubionych jest Waimangu. To niesamowite jak w krótkim czasie odrodziła się tutaj przyroda, po niszczycielskim wybuchu wulkanu Tarawera w 1886 r. Zawsze lubię patrzeć na ogromne paprocie i egzotyczną zieleń, która pojawia się tutaj nagle po mijanych wcześniej trawiastych pagórkach, na których pasą się nowozelandzkie owieczki.
![Bujna przyroda Waimangu Bujna przyroda Waimangu](/images/wpisy/nowa_zelandia/dzien_z_zycia_pilota/5.jpg)
Ale chyba większą od tej zieleni atrakcją dla moich turystów, są tutaj wulkaniczne tematy w postaci choćby największego na świecie gorącego źródła jakim jest Frying Pan Lake – czyli tzw. „Wielka Patelnia”. Schodząc na dół, widzimy z góry parujące wody o temperaturze 55˚C. Z jeziora wypływa gorący strumień, który będzie nam towarzyszył całą drogę, wijąc się do kolejnego jeziora – Rotomahana, gdzie czeka na nas łódź. Po drodze natomiast na przemian oglądamy małe gejzery, kolorowe błota, dymiące skały – wszystko zatopione w tropikalnej zieleni.
![Kolorowe i gorące fenomeny natury Kolorowe i gorące fenomeny natury](/images/wpisy/nowa_zelandia/dzien_z_zycia_pilota/6.jpg)
Im bliżej jeziora Rotomahana, tym więcej pojawia się ptaków w postaci choćby czarnych łabędzi czy charakterystycznych Pukeko (modrzyków ciemnych). Rejs małym kutrem po wulkanicznym jeziorze z widokiem na rozszarpaną wspomnianym wybuchem górę – jaką jest wulkan Tarawera, jest miłym zakończeniem tego geotermalnego trekkingu. Momentami jakby na zawołanie dla nas, tryskają kolejne gejzery wokół brzegów jeziora. Niezwykła jest ta siła przyrody…
![Kolorowe źródełka Kolorowe źródełka](/images/wpisy/nowa_zelandia/dzien_z_zycia_pilota/7.jpg)
Programowo na dziś to prawie już wszystko. Ale w drodze do hotelu robię grupie niespodziankę i zabieram ich dodatkowo na spacer do lasu olbrzymich sekwoi! No może nie są tak wielkie jak te, które pokazuje turystom w Kalifornii (tutejsze zostały sprowadzone i zasadzone całkiem niedawno), ale w porównaniu do naszych sosnowych borów, las robi ogromne wrażenie na grupie.
![Ścieżka pośród smukłych sekwoi Ścieżka pośród smukłych sekwoi](/images/wpisy/nowa_zelandia/dzien_z_zycia_pilota/8.jpg)
Wieczorem szykujemy się na niezwykłą kolację u Maorysów, gdzie będziemy dalej zgłębiać ciekawostki tej kultury, oglądać fenomenalny pokaz haki, czy rozmawiać o moko – bo tak fachowo określa się malunki na maoryskich głowach. Do tego będziemy zajadać się słodkimi ziemniakami kumara i mięsami wypieczonymi w tradycyjnym piecu ziemnym hangi. Ale zaczniemy tak jak kapitan Cook i inni pionierzy, którzy odkrywali tutejsze wyspy – od spotkania Maorysów w dżungli, którzy przypłyną do nas łodziami waka, krzycząc, wymachując wiosłami, wytrzeszczając oczy i wywalając języki…
![Maoryska z charakterystyczny moko Maoryska z charakterystyczny moko](/images/wpisy/nowa_zelandia/dzien_z_zycia_pilota/9.jpg)
Dzisiejszy dzień był pełen wrażeń. Geotermalne zjawiska i tajemnicza kultura Maorysów – wszystko jakby z innego świata… Ale kolejnego dnia zabiorę grupę także do wymyślnych krain. A będą to bajeczne jaskinie świetlików Waitomo i czarodziejski świat Hobbitów w ich zielonym Shire – rodem z Władcy Pierścienia…
![Zapraszam do bajecznych podróży na końcu świata Zapraszam do bajecznych podróży na końcu świata](/images/wpisy/nowa_zelandia/dzien_z_zycia_pilota/19.jpg)