facebook instagram Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

Są na tym świecie takie drogi, które warto przejechać choć raz w życiu. Drogi symboliczne, popkulturowe, będące ucieleśnieniem marzeń o wielkiej podróżniczej przygodzie. I sporo z nich znajduje się w Stanach Zjednoczonych – w kraju który działa jak turystyczny magnes i potrafi takie trasy wypromować. Bo kto nie słyszał i nie marzy o energetyzująco brzmiących nazwach jak choćby: Malibu, Venice Beach, Golden Gate, Pacyfic Coast Highway, Santa Monica, czy Santa Barbara? Wszystko to i wiele więcej, znajdziecie na jednej z najpiękniejszych tras amerykańskiego zachodu, jaką jest Pacific Coast Highway – czyli słynna „Kalifornijska 1”. Trasa z San Francisco do Los Angeles brzegiem kalifornijskiego wybrzeża, to fascynujące doświadczenie, kiedy towarzyszą Ci fenomenalne krajobrazy, mijają kultowe ikony motoryzacji, a z radia słyszysz klasyczne kawałki rocka, country, ballady z lat 80 i hip hopowe klasyki lat 90 XX wieku… Ale w tej relacji udowodnię Wam też, że wiele znanych miejsc jest zdecydowanie przereklamowanych, a za to takie mniej rozpoznawalne jak choćby: Zuma Beach, Ventura, Ocean Dunes, czy Pescadero – są znacznie lepsze od tych powszechnie znanych. A zatem wybierzmy się w kultową podróż, jedną z najbardziej znanych amerykańskich dróg!

Most Golden Gate w San Francisco i początek przygody!
Most Golden Gate w San Francisco i początek przygody

Podróż zaczynamy bardzo symbolicznie – od topowej atrakcji nie tylko w Kalifornii, ale i jednego z symboli USA – mostu Golden Gate. Od dawna już nie największy most wiszący, ale zdecydowanie chwyta za serce i panorama z punktu widokowego robi ogromne wrażenie. Trzeba mieć jednak szczęście – bo czasem most tonie we mgle. Dalej trasa numer 1 prowadzi stąd na południe przez Golden Gate Park, w którym z powodzeniem można by spędzić pół dnia, ale to temat na wycieczkę stritce po San Francisco. Klimat trasy nad Pacyfikiem zaczynamy czuć po wyjeździe z miasta, kiedy droga wije się serpentynami nad klifowymi, piaszczystymi plażami. I tutaj pierwsze zachwyty jak: Montara State Beach, Klify Pescadero, Wydmy Gazos Creek – miejsca te każą co chwilę się zatrzymać, a jak lubi się kąpiele, czy surfing, to i zostać na dłużej… Plaże, klify i wydmy, towarzyszą nam naprzemiennie do Santa Cruz i co chwile można zachwycać się widokami i czuć powiew oceanu.

Plaże i klify na południe od San Francisco
Plaże i klify na południe od San Francisco

Choć natura tworzy piękną scenerię i sama w sobie jest atrakcją, to głodni wrażeń Amerykanie, muszą dołożyć sobie więcej emocji – i tak o to dojeżdżamy do Beach Board Walk w Santa Cruz. To tętniące życiem młode miasteczko, ma typowo kalifornijski klimat, gdzie surferzy czekają na dużą falę, rodziny z dziećmi bawią się na kolejkach i karuzelach na plaży, i wszyscy razem jedzą potem typowe dania „kuchni amerykańskiej”, popijając napojami z lodem i kończąc dużymi porcjami lodów. Można się tu zatrzymać, ale szczerze.., jak będzie mieć mało czasu podczas tej podróży i z czegoś chcielibyście zrezygnować, to rezygnując z Santa Cruz za wiele nie stracicie. Dalej czekają lepsze rzeczy…

Zabawy Amerykanów na plaży w Santa Cruz
Zabawy Amerykanów na plaży w Santa Cruz

W okolicach Santa Cruz droga odbija bardziej w głąb lądu, krajobraz jest rolniczy, a im bliżej Monterey – urozmaiconymi rzekami i kanałami wodnymi. Spacerując po maleńkim w stosunku do innych znanych miast na trasie Monterey, aż trudno uwierzyć, że kiedyś było stolicą Kalifornii. Dawniej duży port i wytwórnia konserw rybnych, dziś jest popularnym miejscem na weekendowe wycieczki dla mieszkańców pobliskich miast. Dawne doki portowe, przetwórnie i magazyny, zamienione zostały na restauracje, butiki i sklepy pamiątkowe. Panuje tu przyjemny klimat, gdzie spacerując wzdłuż wybrzeża, można zobaczyć foki, uchatki kalifornijskie, czy różne gatunki morskich ptaków. Mało tego – Monterey to jedno z najbardziej znanych miejsc na świecie do podglądania dużych ssaków morskich. W tutejszym podwodnym kanionie, plankton namnaża się właściwie przez cały rok, o czym wiedzą migrujące wzdłuż od Alaski po Kalifornie wieloryby! Organizowane są tutaj tanie rejsy na ich podglądanie. Dodatkowo w miasteczku jest fajne akwarium, pokazujące bogactwo tutejszego, podwodnego świata.

Foki, uchatki, słonie morskie – wygrzewające się w zatokach na trasie
Foczki i nie tylko na tutejszych plażach

W okolicach Monterey warto zatrzymać się na dłużej, bo nie tylko miasteczko i wspomniane morskie tematy są tutaj atrakcją. Zaraz obok zaczyna się popularna 17 Mile Drive – czyli kręta droga nad oceanem, biegnąca pośród pół golfowych, cyprysów i willi bogatych Amerykanów, którzy znaleźli tutaj spokój od zgiełku fleszy Hollywood, czy pogoni za pieniędzmi na giełdzie. Idealna na przejazd kabrioletem, albo jakimś kultowym amerykańskim samochodem, których sporo tutaj w weekendy, a szczególnie w sierpniu – podczas słynnego Moneterey Car Week.

Takie cacka na 17 Mile Drive
Takie cacka na 17 Mile Drive

Przejazd tą trasą jest płatny (5$), co jest niczym w porównaniu do frajdy jaką ma się z tej wycieczki. Zatrzymując się na licznych punktach tuż nad oceanem, można podziwiać foki, uchatki, ptaki, skaliste wybrzeże i skąpane w zieleni wille nad oceanem. Choć tych najwięcej jest w pobliskim Carmel – drogim i ekskluzywnym kurorcie o bardzo przyjemnym klimacie.

Marzenie o willi nad oceanem
Marzenie o willi nad oceanem

Od Carmel na północy do San Simeon na południu, tak pośrodku między San Francisco a Los Angeles, zaczyna się Big Sur. To tutaj góry Santa Lucia opadają stromo w stronę Pacyfiku i tworzą wyjątkowe pejzaże!. To zdecydowanie najpiękniejszy odcinek wybrzeża i marzenie każdego turysty i Amerykanina, którzy myślą o Kalifornii.

Zachód słońca gdzieś nad Pacyfikiem
Zachód słońca gdzieś nad Pacyfikiem

„El Sur Grande” – czyli „Wielkie Południe” jak mawiali mieszkający tu Hiszpanie, to bardzo rozproszona zabudowa, a najczęściej jej brak, co podkreśla klimat pustkowia i pozwala cieszyć się pięknymi krajobrazami. Liczba punktów widokowych przyprawia tutaj o zawrót głowy, więc wymienię tylko kilka na których koniecznie trzeba się zatrzymać: Point de Lobos, Carmel Vista Point, Soberanas Point, Rocky Creek Bridge, Hurricane Point, Little Sur Beach.

Klasyk z Big Su
Klasyk z Big Sur

Klif za klifem, zatoka za zatoką, piaszczyste plaże, tunele, mosty i spienione fale – rozbijające się o skaliste wybrzeża… Do tego spacery ścieżkami pośród kolorowych mchów i krzewów, odgłosy uchatek kalifornijskich, momentami gęsty las ze szlakami prowadzącymi w doliny i wodospady. Dzień tutaj to minimum, ale też dzień to zdecydowanie za mało, jeśli chciałoby się pochodzić po tutejszych szlakach, zejść do wybranych zatok, czy na spokojnie kontemplować ten fenomenalny krajobraz. Big Sur to kalifornijska wolność w najlepszym wydaniu!

Droga pełna wrażeń
Droga pełna wrażeń

Im bliżej San Simeon, góry stają się łagodniejsze i nie jest już tak dramatycznie pięknie. Ale to dobrze, bo przydaje się wytchnienie od nadmiaru wrażeń. Do miejscowości Moro Bay słynnej z charakterystycznej skały, prowadzi już bardziej płaski odcinek nad oceanem, gdzie warto wypatrywać plaż na których wygrzewają się słonie morskie. Stamtąd droga ucieka na dłuższy odcinek w głąb lądu, gdzie zmienia się w trasę nr 101. Można się tutaj zatrzymać na chwilę w San Luis Obispo, dla tutejszej misji franciszkańskiej i przyjemnej zabudowy.

Na przydrożnym parkingu
Na przydrożnym parkingu

W okolicach Pismo Beach trasa znów wraca nad ocean i należy odbić w „Kalifornijską 1”, bo droga nr 101 prowadzi w głębi lądu. W Pismo Beach jest sporo prywatnych domów, zajazdów i restauracji, ładnie położonych na klifie. Ale jeszcze większe wrażenie robi kawałek dalej Ocean Dunes. Potężne wydmy i niewiarygodnie szeroka plaża, z typowymi budkami ratowników, to idealne miejsce na kąpiele, spacery po plaży, surfowanie i zachód słońca. Tutaj po raz kolejny poczułem prawdziwą, kalifornijską wolność. Plaża jest tak ogromna, że lokalni wjeżdżają na nią samochodami za 5$. Zresztą wjeżdżają nie tylko na plażę. W pobliskiej Santa Barbara auta stoją także na spacerowym molo… Ja zatrzymałem się na parkingu i znalazłem ustronne miejsce dla siebie.

Czekając na zachód słońca nad Ocean Dunes
Czekając na zachód słońca nad Ocean Dunes

Zanim dojedzie się do pierwszego ze słynnych kurortów wakacyjnych kalifornijskiego wybrzeża – Santa Barbara, droga na jakiś czas znów schowa się w głąb lądu, przecinając Solvang, gdzie koniecznie trzeba się zatrzymać! Miejscowość pełna wiatraków, domów z murem pruskim, kopenhaską syrenką, wygląda jak wyjęta z baśni Andersena – którego pomnik także tutaj stoi. To dawna kolonia założona przez Duńczyków, którzy uciekli z centrum kraju przed zimnem do słonecznej Kalifornii. Pełna jest dziś urokliwych butików, sklepów z rękodziełem, kawiarni i cukierni. Bardzo pocztówkowe miejsce. Urokliwymi klifami w okolicach Gaviota, trasa wraca nad wodę i dociera do Santa Barbara. Ta miejscowość to chyba mój typ z tych najbardziej rozpoznawalnych. Piękna palmowa promenada, kwieciste ogrody, niska, meksykańska zabudowa i mimo dużej liczby turystów – jakby spokojniejszy klimat. Do tego jedna z najładniejszych misji franciszkańskich na szlaku kalifornijskich misji, od których zaczęła się kolonizacja tej części wybrzeża.

Mission Santa Barbara
Mission Santa Barbara

Kolejne dwa ciekawe adresy na trasie to Ventura z fajnymi wydmami i ładną mariną oraz Zuma Beach z wysokim cyplem nad oceanem, idealnym na zachody słońca. Obie mało znane zagranicznemu turyście miejscowości, są o niebo lepsze od często słyszanego Malibu, które było moim największym rozczarowaniem na wybrzeżu.

„American style”
„American style”

I tak od Malibu wybrzeżem pełnym prywatnych domów, zasłaniających plaże i ocean oraz dalej rozstawionymi kamperami i przyczepami kempingowymi – co jest typowym marzeniem amerykańskiego emeryta, docieramy do „Sopotu Los Angeles” – Santa Monica. To kultowa miejscowość wypoczynkowa ze słynnym molo, na którym kończy się kolejna ikoniczna trasa USA – Route 66. Wielokilometrowa, szeroka plaża z budkami strażników rodem ze słonecznego patrolu, jeżdżący rowerami, na rolkach i ćwiczący na siłowniach na otwartym powietrzu ludzie, to kolejny – archetypiczny obraz kalifornijskiego wybrzeża. Całości dopełnia ekscentryczna Venice Beach, ze sztucznie wykopanymi kanałami wodnymi (stąd nazwa Venice), także piękną plażą i fajnym bulwarem, na których można spotkać przeróżnych ludzi – od rolkarzy i sportowców, przez kuglarzy, bezdomnych, kończąc na sprzedających „pożądany towar” podejrzanych typach.

Klasyk z Santa Monica
Klasyk z Santa Monica

Docierając „Kalifornijską 1” z San Francisco do Santa Monica i Venice Beach – które są nadmorską bramą do hollywoodzkiego Los Angeles, pokonuje się jakieś 800 km. Dokładając do tej trasy dwa duże kultowe miasta Kalifornii, jest to niewątpliwie jeden z podróżniczych szlaków marzeń. I choć najwięcej typowego, amerykańskiego klimatu jest w tych najbardziej znanych i zatłoczonych kurortach – to dla mnie California Pacyfic Coast, to zdecydowanie puste przestrzenie Big Sur i ogromne plaże i fantastyczne klify oraz zatoki, z dala od popularnych miejscowości.

Moja California Pacyfic Coast Highway
Moja California Pacyfic Coast Highway

GARŚĆ PORAD:

  • Aby pobieżnie zobaczyć najważniejsze miejscowości i najładniejsze plaże i punkty widokowe, na trasę trzeba poświęcić minimum 3 dni. Chcąc spokojnie wypoczywać i korzystać z atrakcji kurortów, każdy dodatkowy wolny dzień, da Wam większe możliwości.
  • Jeśli z jakiś przyczyn nie możecie przejechać całej opisanej trasy, to najpiękniejszy odcinek wybrzeża to Monterey – Carmel – Big Sur i na tym należy się skupić.
  • Sprawdzajcie na bieżąco informacje o odcinku Big Sur, gdyż często droga jest zamknięta lub w remoncie z uwagi na osuwiska skalne.
  • W popularnych kurortach parkingi są w większości płatne. W tych mniej znanych są za darmo. Można parkować za darmo w miejscach bez zakazu przy głównej drodze na poboczach, lub na stacjach i parkingach przy marketach.
  • Trasę najlepiej zrobić w tygodniu z uwagi na droższe hotele w weekendy i wielu wypoczywających weekendowo Amerykanów.
  • „Kalifornijska 1” w dużej mierze pokrywa się ze szlakiem Dawnych Misji Franciszkańskich, od których zaczęła się kolonizacja wybrzeża. Jeśli temat Was interesuje i czas na to pozwala, to warto zajrzeć do misji w Santa Barbara, San Luis Obispo, czy Santa Inez.
  • Są jeszcze dwie nietypowe atrakcje na trasie, jeśli macie więcej czasu: monumentalny i ekstrawagancki Hearts Castle w okolicach San Simeon oraz Getty Villa w Malibu, wzorowana na rzymskiej posiadłosci z bogatą kolekcją antycznej sztuki, w pięknym ogordzie.
  • Dla klimatu wato wynająć jakieś kultowe auto i zabrać ulubioną muzykę, lub posłuchać dobrej stacji radiowej.
California Coast raz jeszcze
California Coast raz jeszcze