facebook instagram Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

Cameron Highlands słynie w Malezji z plantacji herbaty, truskawek i rześkiego, jak na ten kraj klimatu. W tutejszej dżungli można zobaczyć tzw. mossy forest – las rosnący tu od ponad 150 mln lat oraz największy kwiat na świecie Bukitnicę/Raflezję Arnolda. Może poza truskawkami, których w Polsce nie brakuje, każda z powyższych atrakcji ,była przyczyną mojej wizyty w tych wzgórzach.

Jechałem od południa od strony miasta Tapah i żeby się tu dostać, trzeba było pokonać blisko 60 km odcinek krętej drogi. O ile nie jest ona przerażająco stroma, o tyle składa się wyłącznie z zakrętów, co w połączeniu z liczbą kilometrów, daje najbardziej krętą drogę, jaką do tej pory w życiu widziałem. Żeby było ciekawiej, jechałem stopem z kierowcą, który zachowywał się jak prawdziwy rajdowiec. Kiedy zapytałem skąd ma taką wprawę w poruszaniu się tą krętą drogą (sugerując między wierszami, aby zwolnił…) odpowiedział, że jest kierowcą karetki w pobliskim szpitalu. Jeśli on tak wozi pacjentów, to chyba połowa z nich umiera na zawał zanim do tego szpitala dojedzie… ;). Ale ja dotarłem bezpiecznie do Tanah Rata, które jest właściwie w centrum Cameron Highlands. Wieczorem po raz pierwszy doświadczyłem różnicy temperatur pomiędzy tym miejscem a resztą kraju. Może to zabrzmi śmiesznie, ale zacząłem marznąć przy 18 stopniach :). Ale musicie mnie zrozumieć, bo od dwóch miesięcy autostopowej podróży w tej części świata, temperatury poniżej 30 stopni nie doświadczyłem…

Raflezja Arnolda w pełnej krasie
Raflezja Arnolda w pełnej krasie

Nazajutrz udałem się na wyprawę do dżungli. Z reguły unikam zorganizowanych wycieczek, ale tym razem inaczej się nie dało. Aby odnaleźć Bukietnicę Arnolda – wspomniany największy kwiat na świecie, potrzebowałem przewodnika po tutejszej dżungli. Okazało się, że tego dnia oprócz mnie, była tylko para z Singapuru. Tak więc w tej „vipowskiej” grupie, ruszyliśmy na poszukiwanie kwiatu. Raflezja kwitnie zaledwie przez 5 do 7 dni, raz na kilka lat. Miałem obawy, czy uda mi się ją zobaczyć. W biurze zapewniano mnie, że lokalny przewodnik widział kwiat dzień wcześniej. Pytanie tylko, czy nie był to ostatni dzień jego kwitnienia… Idąc polną drogą, powoli zagłębialiśmy się w dżunglę. Z czasem rozglądając się na boki las gęstniał i trudno by było bez maczety, się przez niego przedrzeć. Zresztą nawet z nią, sam bym się raczej nie odważył... Nasza ścieżka jednak była równa i szeroka, przez co szło się bardzo przyjemnie. Kiedy czasem wzniosłem się myślami ponad korony drzew, które mnie otaczały i zobaczyłem siebie z góry, jak tak sobie przemierzam malezyjską dżunglę, to wcześniej nigdy bym nie pomyślał, że czegoś takiego w życiu doświadczę…

W malezyjskiej dżungli...

Po niespełna dwóch godzinach trekkingu, dotarliśmy naszą ekipą na miejsce. Trzeba było jeszcze przejść przez rzekę, po czym zobaczyliśmy ją po raz pierwszy: Raflezja Arnolda. Kwiat może mieć nawet metr średnicy i ważyć dziesięć kilogramów, co w porównaniu z naszymi stokrotkami czy różyczkami, robi wrażenie. Nasz był średniej wielkości, ale prezentował się całkiem całkiem. Niestety zwykle widzi się tylko jeden, bo nie rosną one gromadnie, jak nasze polne kwiatki. Można ewentualnie zobaczyć w pobliżu tzw. „baby flowers” – czyli mniejsze lub większe pąki wyglądające jak główka kapusty, które w przyszłości rozkwitną na zaledwie kilka dni. Tego dnia udało nam się zobaczyć w innym miejscu jeszcze jeden kwiat o podobnej wielkości, więc wracaliśmy zadowoleni.

Tego dnia zakwitły dwa kwiaty!

Po wyjściu z dżungli, pożegnałem się z parą z Singapuru, która miała tylko w programie poszukiwanie raflezji. Ja jechałem na plantację herbaty, mając przewodnika na wyłączność! Dzięki temu dowiedziałem się wielu ciekawych rzeczy m.in., że „Bomba” – to w ich języku straż pożarna i takie pogotowie pierwszej pomocy. Kiedy się pali dzwonisz po „bombę”, kiedy zatrzaśnie ci się auto – wzywasz „bombę”. Nie ma wody, gaz się ulatnia, kłótnia domowa, wąż w łazience – „bomba” jest do wszystkiego :). Inną, już nie tak zabawną ciekawostką jest to, że ponoć połowa dziewczyn/kobiet w Malezji leci na kasę (mowa o tych wyznania muzułmańskiego, jakiego był nasz przewodnik). Możesz wyznać dziewczynie miłość, możesz się jej nawet podobać, ale raczej pewne, że zapyta cię o pieniądze. Jeśli ich nie masz – zapomnij. A mając dobre auto, kasę ona nie musi wcale cię kochać, ba.., nawet nie musisz jej się w ogóle podobać. Są pieniądze to i będzie miłość… Wystarczy tylko dogadać się z jej rodzicami – rozmawia się z matką, która niemal wprost mówi ci, ile masz dać kasy za córkę… Im ładniejsza i bardziej wykształcona, tym cena jest wyższa. I ponoć to jest normalne. Dlatego często można tu spotkać młode dziewczyny ze starszymi mężczyznami, którzy trochę musieli na nie pooszczędzać…

Plantacja herbaty

Do tej pory nigdy nie widziałem plantacji herbaty. Tak więc to, co ukazało się moim oczom, zaparło mi dech w piersiach… Połacie herbacianych krzewów ciągnęły się przez wzgórza jak zielony – falujący dywan. Cudowny widok… Nisko przystrzyżone krzewy, obcinane są regularnie, aby uzbierać jak najwięcej młodych – jasnozielonych listków herbaty. Te starsze – ciemnozielone, są w zasadzie do wyrzucenia, a nieobcinane krzewy rozrastają się w drzewa. Na plantacjach można zobaczyć proces produkcji herbaty, zakupić różne jej rodzaje i skosztować naparu na tarasie z pięknym widokiem na herbaciane wzgórza. W tym wypadku ludzka działalność cieszy oko i nie szpeci krajobrazu, bo plantacje herbaty idealnie współgrają z otaczającą je dżunglą.

Zbieranie herbaty.

Znacznie gorzej wyglądają namioty owocowo – warzywne i kilkupiętrowe hotele, których przybywa tu z każdym rokiem. Cameron Highlands nie jest parkiem narodowym, przez co w niekontrolowany sposób wycina się tutejsze lasy pod uprawy, o czym dowiedziałem się także od mojego przewodnika. Rząd woli sprzedać znaczne połacie lasu pod uprawy i czerpać zysk z ich dzierżawy od inwestorów, niż zachować pierwotną dżunglę. O ile racjonalna gospodarka rolna na potrzeby kraju jest zrozumiała, o tyle wycinanie lasu tylko dla pieniędzy, to krótkowzroczne i głupie posunięcie… Jedźcie więc do Wzgórz Cameron, aby zobaczyć nie tylko plantacje herbaty, ale i dżunglę, która je otacza, a której to w przyszłości może już nie będzie…

GARŚĆ PORAD:

  • W miastach Tanah Rata i Brinchang można znaleźć sporo miejsc na nocleg i są one dobrymi bazami wypadowymi na zwiedzanie okolicy.
  • Najładniejsze plantacje herbaty to BOH w drodze z Brinchang na górę Gunung, oraz plantacja kawałek przed Tanah Rata (jadąc od Tapah), z dwoma restauracjami i punktami widokowymi przy drodze.
  • Truskawki są tu zdecydowanie droższe niż w Polsce – byłem rozczarowany. Same ich plantacje, jak i inne warzywno – owocowe, można sobie darować. Zdecydowanie lepszymi atrakcjami są plantacje herbaty, trekkingi w dżunglę, mossy forest i wejście na najwyższy tu szczyt Gunung Brinchang.
Truskawki rosną tu o dziwo w doniczkach :)
Truskawki rosną tu o dziwo w doniczkach :)