facebook instagram Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

Był piękny październikowy poranek. Wyszedłem z hotelowego pokoju na dół, do przechowalni bagażu, gdzie stał mój rower. Wyprowadziłem go na zewnątrz i zacząłem czyścic z błota i kurzu, jaki nazbierał się na nim podczas podróży do Stambułu z Bułgarskiej Riwiery. Sprawdziłem przerzutki, hamulce i nasmarowałem łańcuch. Słońce świeciło coraz mocniej i zapowiadał się piękny dzień. Siedziałem na schodach patrząc na lśniący w słońcu rower i nie mogłem uwierzyć, że jestem nim tu – w Stambule! Tak mogłyby wyglądać wszystkie poranki w moim życiu – budzisz się gdzieś na świecie w bezchmurny dzień i wsiadasz na swój ukochany rower… Mieszkając blisko zabytkowego centrum miasta, pieszo mogłem zobaczyć jego najbardziej znane atrakcje. Ale mając ze sobą rower, chciałem wypuścić się dalej, aby zobaczyć inne miejsca i sprawdzić, jak jeździ się rowerem po 15-milionowym mieście!

Na Moście Ataturka
Na Moście Ataturka

Nakreśliłem sobie wstępny plan rowerowej wycieczki i ruszyłem w stronę Mostu Ataturka, do leżącej po drugiej stronie zatoki Złoty Róg - dzielnicy Beyoglu. Już na początku zobaczyłem, że panujące u nas zasady i styl jazdy rowerem na niewiele się zdadzą i jazda pod prąd, przejeżdżanie ulic w dowolnych miejscach, ignorowanie czerwonych świateł itd. są tu zupełnie naturalne i znacznie ułatwią mi poruszanie się po mieście. Przeciskałem się wąskimi uliczkami, szukając Wieży Galata, z której chciałem zobaczyć panoramę miasta. Momentami było tak ostro pod górę, że trzeba było prowadzić rower. Ale w końcu trafiłem i można było nacieszyć oczy doskonałą perspektywą na miasto. Po jednej stronie sterczące minarety wielu meczetów, po drugiej tłok na na wodach cieśniny i azjatycka część Stambułu, spięta z Europą Mostem Bosforskim. W porcie dostrzegłem dwa potężne statki pasażerskie i natychmiast obrałem konkretny kierunek na dalszą trasę. Jak dotąd, tylko raz miałem okazję płynąć takim statkiem, ale od razu zakochałem się w tej formie podróżowania. Dlatego kiedy stałem z rowerem pod potężnymi Costa Pacyfica i MSC Preziosa, serca zaczęło mi szybciej bić… Odżyły wspomnienia z rejsu i wiele byśm dał, aby wsiąść ponownie na pokład – zwłaszcza takich cudeniek! Na razie jednak siedziełem na moim rowerze, a przede mną było jeszcze wiele do zobaczenia w Stambule:).

Nad Bosforem
Nad Bosforem

Jechaliśmy więc wzdłuż wybrzeża, mijając od czasu do czasu niewielkie w porównaniu z Błękitnym Meczetem i Hagią Sophią meczety, ale pięknie położone nad morzem i o bogatej dekoracji fasad. Przystawałem obok przystani i patrzyłem jak mieszkańcy i turyści, wsiadają i wysiadają z promów, licznie kursujących po Bosforze. Tak dotarłem do Pałacu Dolmabahce, na którego oglądanie wystawnych sal, pokoi sułtana, kryształowej klatki schodowej i innych ekstrawaganckich pomieszczeń, musiałbym przeznaczyć resztę zaplanowanego dnia. Dlatego odstawiłem tę wizytę na inną okazję, podziwiając jedynie okazałą bramę sułtańską i wieżę zegarową w ogrodzie.

Widok Bosforu z pasażerskimi olbrzymami:)
Widok Bosforu z pasażerskimi olbrzymami:)

W dzielnicy Ortakoy, zatrzymałem się na nabrzeżu, niemal tuż pod zawieszoną ponad 60 metrów nade mną jezdnią Mostu Bosforskiego, który łączy Europę z Azją. Tym samym Stambuł jest jednym z dwóch miast na świecie, które położone jest jednocześnie na dwóch kontynentach (drugie to Magnitogorsk na Uralu, położone także na granicy Europy i Azji). Ciarki mnie przeszły, kiedy dostrzegłem małe, poruszające się punkciki w okolicy szczytu pylonu mostu, który ma 105 metrów wysokości. Po zbliżeniu obiektywem utwierdziłem się w przekonaniu, że to ludzie! Na szczęście żaden tam samobójca, tylko odpowiednio asekurowani technicy, coś tam grzebiący:). Sama dzielnica Ortakoy z uliczkami w tej części przy nabrzeżu, to fajne miejsce z licznymi barami, kawiarniami i stoiskami z pamiątkami. Stojący natomiast na nabrzeżu Meczet Mecidiye jest jednym z  najpiękniejszych w Stambule, z uwagi na urokliwy charakter budowli. No i jeszcze ten widok na Most Bosforski… Tak się zapatrzyłem, że chciałem jakoś wjechać rowerem na most i zacząłem szukać drogi. Krążyłem długo, aż zorientowałem się, że taka przejażdżka jest zabroniona ;).

Urokliwy meczet Mecidiye i Most Bosforski
Urokliwy meczet Mecidiye i Most Bosforski

Kolejnym celem była Istiklal Caddesi – jedna z najbardziej znanych ulic Stambułu. Wcześniej pojeździłem po Parku Yildiz, którego rozległy – zielony teren, daje wytchnienie od zgiełku miasta, a liczne pawilony i wille są dodatkową atrakcją. Po wprowadzeniu roweru pod kolejną stromą ulicę (nie spodziewałęm się, że w Stambule są takie górki!), dotarłem do Placu Taksim z Pomnikiem Rewolucji. Z niego patrzyłem w dół na wspomnianą Istiklal Caddesi, która jest chyba najbardziej gwarną ulicą w mieście. Wyłączona z ruchu, razem z sąsiednimi uliczkami jest siedliskiem wielu barów, pubów, i restauracji. Ponoć tu koncentruje się nocne życie miasta, którego to jeszcze nie miałem okazji sprawdzić. Ciężko było się przeciskać z rowerami w tym tłumie, bo o jeździe nie było mowy. Ciągle się o kogoś potykałem. Oprócz barów, na tej ulicy jest sporo drogich sklepów, XIX-wieczne kamienice, w których są konsulaty europejskich krajów i kilka katolickich kościołów (warto zajrzeć do kościoła św. Antoniego Padewskiego). Tutaj widziałem też największe kebaby w moim życiu. Naprawdę ogromne! Same kebaby jedłem w mieście codziennie – czasem nawet po dwa razy:). Różne są ich rodzaje, trafiały się lepsze, gorsze. Najbardziej smakowały mi te w tortilli z serem, albo z baraniego mięsa i z jogurtem do picia. Na Istiklal kupiłem sobie też zapas chałwy, której tak smacznej u nas w kraju nie znajdziecie. Po tej tłocznej ulicy krąży zabytkowy wagonik tramwaju, który przewiezie Was przez ten tłum do Placu Taksim i z powrotem.

Przejażdżka tramwajem na Istiklal Caddesi
Przejażdżka tramwajem na Istiklal Caddesi

Wieczorem dotarłem ponownie pod Wieżę Galata. Wieczory w październiku są już chłodne, a nic tak nas nie rozgrzewało w Stambule, jak słodka turecka herbatka:). I kilkoma takimi szklaneczkami zaledwie po lira za „kolejkę”, uraczyłem się tego wieczoru. Wracając do hotelu zatrzymałem się na Moście Galata, w którego dolnych partiach, jest sporo knajpek i fajnie jest tu posiedzieć. Widok oświetlonego miasta, meczetów i mieniącego się kolorami Mostu Bosforskiego w oddali, na długo zapada w pamięć… Nie polecam natomiast jedzenia tu popularnej kanapki z makrelą. Szału nie ma, a tylko mnóstwo ości! Kiedy wracałem już nocą do hotelu, ruch na drogach był znacznie mniejszy. Tak więc mogłęm jeszcze bardziej naginać przepisy, jeżdżąc, jak mi było wygodnie, pamiętając o zdrowym rozsądku i włączonych światłach. Nie taki ten Stambuł zły na rower, kiedy już dostaniecie się do centrum. Mimo, że nie widziałem ani jednej ścieżki dla rowerów, krawężniki są wysokie, chodniki często nierówne, na drogach ruch, a w uliczkach tłumy, to wrażenia z jazdy są fajne. I chyba jest to zasługą charakteru miasta, mnogości jego atrakcji i tego poczucia, że oto właśnie mkniesz rowerem po jednym z najludniejszych miast świata…

GARŚĆ PORAD:

  • Wjeżdżając do miasta, wskoczcie na pierwszej lepszej stacji do metra, by bez trudu dostać się do centrum. Przewóz roweru jest chyba za darmo, bo nie kazano mi kupować dodatkowych biletów na rower. Podobnie wyjeżdżając z miasta lepiej użyć metra i wybrać taką drogę, aby nie była to jedna z głównych wylotówek z miasta, bo drogi te są bardzo tłoczne!
  • Na ulicy Yuksek Kaldirim obok Wieży Galata, znajdziecie co najmniej trzy sklepy rowerowe.
  • W większości hoteli może być problem z zabraniem rowerów do pokoju. Ale Turcy są bardzo pomocni i zawsze znajdą jakieś bezpieczne miejsce, gdzie można spokojnie ulokować rower.
  • Spokojniejsze miejsca na rowerowe przejażdżki, można znaleźć przy parkach i deptakach nad Morzem Marmara, w zachodniej części miasta.