facebook instagram Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

Wycieczka do Maroka była pierwszym, otwierającym Nowy 2014 Rok wyjazdem, który to rok, postanowiłem spędzić głównie na realizacji podróżniczych marzeń. Rozważałem, czy się na nią zdecydować, bo powrót był tylko trzy dni przed zaplanowaną podróżą do Azji. Szkoda było jednak nie wymienić zgromadzonych punktów za sprzedane wycieczki, na nagrodę, jaką właśnie był ten wyjazd. Takie programy lojalnościowe to niewątpliwie jeden z największych atutów pracy w biurze podróży. Relacja ta, to opis klasycznej objazdówki po Maroku, którą polecam każdemu z Was, bo kraj jest cudowny!

Po wylądowaniu w Agadirze i zakwaterowaniu w hotelu, poszedłem na spacer o zachodzie słońca. Agadir ma ładną, szeroką plażę z kilkukilometrową promenadą. Wzdłuż niej, położone są mniej lub bardziej komfortowe hotele. O każdej porze dnia można zobaczyć Marokańczyków uprawiających jogging, ćwiczących na urządzeniach rekreacyjnych, czy grających w piłkę na plaży. Nad wszystkim góruje twierdza ze słynnym napisem: „Allach, Naród, Król”, który w nocy jest ładnie podświetlony. Choć miasto ma nowoczesną zabudowę i nie przypomina typowych marokańskich miast (efekt trzęsienia ziemi z 1960 roku), to jako kurort ma fajny klimat.

Promenada w Agadirze

Nazajutrz rozpocząłem właściwą część wycieczki, udając się drogą przez Góry Atlas do pierwszego z królewskich miast Maroka – Marrakeszu. Obok niego jeszcze Fez, Meknes i obecna stolica Rabat były w czasach panowania różnych dynastii arabskich i berberyjskich kolejno stolicami Maroka. Stąd określa się je mianem królewskich albo cesarskich miast. O samym Marrakeszu przeczytacie we wpisie Marrakesz orient w zasięgu ręki. Miasto jest niesamowite! Innym natomiast nie królewskim miastem, ale w kraju największym i jednym z najważniejszych, jest Casablanca. To jedno z największych miast Afryki i największy port w jej północnej części. Pochodzi stąd 60% krajowej produkcji Maroka, a sami jej mieszkańcy zużywają aż 30% energii elektrycznej kraju. Jak każde duże miasto, obok bogatych dzielnic z eleganckimi willami, ma swoje dzielnice ubóstwa, które widać wjeżdżając do metropolii. Podobnie jak Agadir, nie przypomina starych stolic Maroka. Architektonicznie nie różni się od miast w Europie. Budynki są głównie białego koloru, bo w końcu „Casa Blanca” – znaczy „Biały Dom”. Jego główną atrakcją jest meczet Hassana II. I jak na największe miasto w kraju przystało, meczet też jest „naj”. Ukończony w 1993 roku, za bagatela 750 mln dolarów, ma najwyższy w świecie Islamu 200 metrowy minaret. Tym samym jest też najwyższą sakralną budowlą świata. W środku może pomieścić 25 tys. wiernych i dodatkowe 80 tys. na palcu przed nim. Do tego położony jest nad samym oceanem, będąc z trzech stron otoczony wodą. Wszak mówi Koran: „Tron Allaha unosi się na wodzie”. Choć jest współczesną budowlą, to architekturą nawiązuje do najlepszych tradycji sztuki Islamu. I to najbardziej, obok jego monumentalności mi się w nim podobało. Kiedy stoi się pod ogromnym, pięknie zdobionym minaretem, kiedy ogląda się misternie zdobione drzwi – coś wspaniałego… W środku marmury, granity, drzewo cedrowe. Nie dziwi więc koszt jego budowy. Większość użytych materiałów pochodzi z samego Maroka. Pośród klasycznej architektury, nowoczesna technika. Będąc tam spróbujcie zgadnąć, gdzie są głośniki… Dziś już tak się nie buduje. Współczesne budowle głoszące chwałę Najwyższego, jakkolwiek Go pojmujemy, nie są już tak spektakularne… Dlatego tym bardziej meczet jest cennym zabytkiem współczesnej sztuki sakralnej.

Imponujący minaret meczetu w Casablance

Na koniec jeszcze o filmie „Casablanca”. Nie każdy o tym wie, że samo miasto poza tytułem i fabułą, nie ma nic wspólnego z tym słynnym filmem. Żadna ze scen nie została tu nakręcona. Choć w Maroku robiono zdjęcia do wielu zagranicznych produkcji, m.in. „Gladiatora”, „Mumii”, „Helikoptera w ogniu”, to w tamtych czasach prościej i taniej było zekranizować Casablankę w hollywoodzkim studio.

Z Casablanki w dalszą drogę ruszyłem do stolicy Maroka – Rabatu. Tu doskonale można zobaczyć, jak stara – arabska część miasta z mediną, jest oddzielona od nowej, stworzonej za czasów protektoratu francuskiego. Francuzi rozbudowując marokańskie miasta nie ingerowali w ciasne uliczki mediny. Swoje nowe, rozplanowane miasto z szerokimi alejami w stylu paryskich Champs – Élysées, budowali poza starymi murami obronnymi. Dzięki czemu, możemy dziś podziwiać ładnie zachowany układ urbanistyczny z poddziałem na starą i nową część miasta. W stolicy obejrzałem mauzoleum Mohameda V, uznawanego za ojca narodu, od którego czasów Maroko stało się niepodległym państwem. Obok niego jest plac z licznymi kolumnami. To pozostałość po nigdy nieukończonym meczecie, którego budowę przerwało wielkie – lizbońskie trzęsienie ziemi. Należy do niego także około 40 metrowy, ładnie zdobiony minaret. Ukończony jest jedynie w połowie, ale mimo to obok minaretu Kutubijja w Marrakeszu i La Giraldy w Sewilli, stanowi piękny przykład mauretańskiej architektury z okresu panowania dynastii Almohadów. Innym ciekawym miejscem w mieście, jest Kazba Udaja. Wchodząc za mury tej twierdzy, przenosimy się trochę jakby do innego świata. Biało – niebieskie, wąskie uliczki przypominają raczej miasteczka na greckich wyspach. Fajnie się tu spaceruje i ogląda z góry ocean. W stolicy widziałem także jeden z królewskich pałaców. Są tu ich trzy, a w całym kraju czterdzieści. Ponoć ich utrzymanie kosztuje dziennie milion dolarów… U nas w kraju coś takiego byłoby niemożliwe. Zresztą chyba w żadnym „cywilizowanym” ;).

Królewskie pałace Rabatu

Meknes. Kolejna królewska metropolia i miasto okrutnego sułtana Mulaja Ismaila. Jego panowanie było najdłuższym w historii władców Maroka. Nic dziwnego, skoro mordował wszystkich, którzy mu się sprzeciwiali. Zabijał bez zastanowienia, np. rozbijając cegłami głowy robotników, którzy według niego, nie tak wykonywali zlecone mu prace budowlane nad jego nową stolicą… Szacuje się, że z jego inicjatywy zginęło około 36 tys. ludzi! Dlatego nie bardzo mogłem zrozumieć „pielgrzymki” Marokańczyków do jego grobowca. Jeszcze z ciekawostek na jego temat warto wspomnieć, że miał około 500 żon i 700 synów… Można sobie wyobrazić, co działo się po jego śmierci w kwestii objęcia tronu… Samo Meknes nazywane jest miastem murów i bram. I rzeczywiście są one jego atrakcją. Piękna jest szczególnie brama Bab Al Mansur. Tego dnia odwiedziłem też ruiny rzymskiego miasta Volubilis. Można zobaczyć tam kilka ładnych mozaik. Ale chyba największą atrakcją tego miejsca jest cisza, spokój i panorama dookoła. Szczególnie widok położonego na wzgórzu, najświętszego miasta Maroka – Mulaj Idris. Tak świętego, że jeszcze całkiem niedawno, nie Muzułmanom nie można było tam wjeżdżać. Dziś już można, ale do grobowca Mulaja Idisa, prawnuka Mahometa i założyciela pierwszej dynastii marokańskiej – Idrysydów, nie wejdziecie.

Piękne bramy w Meknes

Obok Marrakeszu Fez był tym miastem, które szczególnie chciałem zobaczyć. 9 tys. uliczek tutejszego starego miasta, to największa medina arabskiego świata. Oczywiście wszystkich nie da się zobaczyć, bo to chyba nie możliwe. Ale mniej więcej tyle ich mieści się w obrębie starego miasta! Niektóre normalne ze straganami, warsztatami rzemieślników, przyprawami, inne natomiast tak wąskie, że ledwo można się przecisnąć. Czasem z uliczek wychodzi się na przyjemne placyki. Jednym z najciekawszych jest Nejjarine z piękną fontanną i sukiem stolarzy. Charakterystyczne jest też to, że spora część uliczek jest przykryta drewnianym sufitem lub murowanym sklepieniem. Spacerując tak po mieście, w pewnym momencie można zobaczyć suszące się na ścianach budynków skóry. Są one wyprawiane w tradycyjny sposób w bardzo trudnych warunkach. Zanim trafią do kolorowych stągwi wypełnionych różnymi, naturalnymi barwnikami (henna, mięta, szafran), po wypraniu w rzece, zmiękcza i oczyszcza się je z resztek włosów, krwi i mięsa w innych kadziach z mieszaniną moczu, wapna i gołębich odchodów. Będąc w okolicy lub patrząc na to z góry, czuć bardzo nieprzyjemny zapach. Jak zatem muszą się czuć pracownicy, którzy czyszczą te skóry, będąc zanurzonym po pas w tej mieszance? Ponoć większość z nich żyje nie dłużej niż 40 lat. Mają za to niemal trzykrotnie większą wypłatę od średniej krajowej. Może to do nich przemawia zwłaszcza, że obecnie 1/3 mieszkańców starych dzielnic Fezu, żyje poniżej poziomu ubóstwa… Jak w każdym królewskim mieście, tak i tu, mieszczą się liczne meczety i szkoły koraniczne. Z meczetu Al Karawijjin, który jest jednym z najstarszych uniwersytetów na świecie, przyszło do Europy matematyczne pojęcie „0”. Natomiast medresa Bu Inania, to obok medresy Jusufa w Marrakeszu, najpiękniejsza szkoła koraniczna, jaką w życiu oglądałem. Jest tu także największy w Maroku królewski pałac. Ma piękną bramę, składającą się właściwie z siedmiu bram, symbolizujących siedem dni tygodnia. Największa to piątek – czyli najważniejszy dla muzułmanów dzień tygodnia. Miasto warto zobaczyć przed południem z twierdzy Bordż Nord lub popołudniu z tarasów przy grobowcach Merynidów. Piękna, jednolita zabudowa o piaskowym kolorze murów, z zielonymi dachówkami meczetów. Do tego widok na góry Rif…

Garbiarnie skór w Fezie

Maroko to przede wszystkim góry. 1/7 kraju leży powyżej 2000 m n.p.m. Jest tu ponad 300 szczytów powyżej 4000 m n.p.m. Krajobrazy więc piękne… Mogłem je podziwiać wcześniej w okolicy Marrakeszu (Atlas Wysoki) i kiedy jechałem z Fezu przez Ifran i Beni Mellal do wodospadów Uzud (Atlas Średni). Krajobraz krau urozmaicają także tamy i sztuczne jeziora. Już mam opracowaną trasę na samotną wyprawę w góry Atlasu Wysokiego… A wracając do Wodospadów Uzud, są to najwyższe w kraju – 110 metrowe kaskady. Klimatyczne miejsce, które warto odwiedzić w godzinach obiadowych, kiedy promienie słońca odbijają się w wodzie.

Ostatnim miejscem podczas tej wycieczki była Essaouira. Ten port położony nad Atlantykiem to urocze miasteczko, z ładną zabudową i cichą atmosferą. Słynie z rękodzieła z drewna tui. Idąc z rybackiego portu przez bramę wzdłuż murów i falochronów, podziwia się wzburzony ocean i małe Wyspy Purpurowe. Medina ma bardziej czytelny układ od tych w innych miastach Maroka. Warto zajrzeć na rybny targ, gdzie w ciekawych warunkach sprzedaje się świeżo złowione ryby i owoce morza. Znajduje się tu także długa i szeroka plaża, dzięki czemu Essaouira może być świetną alternatywą dla wypoczynku w Agadirze. Warto przejechać się malowniczą drogą (częściowo nad oceanem), łączącą oba miasta.

Essaouira...

Maroko jest idealnym krajem zarówno na wypoczynek, jak i zwiedzanie. Pomijając, że jest relatywnie droższe od Tunezji czy Egiptu dziwi fakt, że stosunkowo mało Polaków je odwiedza. Z tak pięknym krajobrazem, warunkami do wypoczynku i uprawiania różnego rodzaju rekreacji oraz bogatą kulturą i licznymi zabytkami, to kraj naprawdę warty zobaczenia. Obok Iranu, Turcji, czy Omanu, jest jednym z najciekawszych krajów muzułmańskich.

GARŚĆ PORAD:

  • Kierunek jest całoroczny, ale unikałbym objazdów latem, kiedy zwłaszcza w okolicach Marrakeszu, jest piekielnie gorąco!
  • W Maroku można kupić sporo ciekawych pamiątek. Dywany, ceramika, srebro, drewniane rękodzieło, przyprawy, a także wyroby ze skóry czy jedwabiu. Warto wcześniej pomyśleć na czym nam zależy i rozeznać się w cenach, aby przygotować odpowiednią kwotę pieniędzy, a na miejscu nie dać się oszukać.
  • Spacerując po sukach najlepiej skupić się na tych z rękodziełem, przyprawami, albo poszukać ukrytych w medinie warsztatów. Robią one zdecydowanie lepsze wrażenie od tych z ciuchami.
  • Robiąc ludziom (zwłaszcza kobietom) zdjęcia, warto zapytać o pozwolenie. Znaczna część społeczeństwa wierzy w duchy, magię, rzucanie złych spojrzeń (aparat może rzucić urok…), dlatego niektórzy mogą być niezadowoleni ze zrobienia im zdjęcia. Z drugiej strony są i tacy, którzy żerują na turystach i za każde zdjęcie żądają opłaty (zaklinacze węży, akrobaci, Berberowie w tradycyjnych strojach i inni…)