facebook instagram Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

We wpisie Magia i wielkość Angkoru, pisałem jak wspaniałym miejscem jest starożytne miasto Angkor i jak duże wrażenie na mnie zrobiło. Tym razem chciałbym podzielić się uwagami na temat możliwości zwiedzania, praktycznymi informacjami i refleksjami, które być może przydadzą Wam się podczas wizyty w tym niezwykłym miejscu. Przy okazji wspominam o Siem Reap, które będzie waszą bazą wypadową, miejscem odpoczynku i rozrywki. Na forach można znaleźć mnóstwo informacji, jak zwiedzać Angkor, co jest fajne a co nie. Część z nich się sprawdza, inne nie przekładają się na rzeczywistość. Zwłaszcza opinie na temat atrakcyjności poszczególnych świątyń. O ile Angkor Wat, Bayon i Ta Prohm są w większości pochlebnie oceniane, to reszta wrzucana jest do jednego worka i traktowana bez zachwytu. Ile ludzi – tyle opinii. Kwestia gustu… Według mnie inne świątynie są także godne uwagi, a Angkor to nie tylko te wyżej wymienione.

Chwile samotności w Angkorze...

Jest także mnóstwo porad jak uniknąć tłumów i zwiedzać „samemu” najciekawsze obiekty. Według mnie nie ma takiej możliwości. Zwłaszcza w porze suchej, w szczycie sezonu, kiedy turystów są tysiące… Można i należy kombinować z godzinami: wczesny ranek, pora obiadowa i wieczór. Zmniejsza to liczbę odwiedzających, ale nie do takiego poziomu, jakbyśmy sobie tego życzyli. Angkor to morze turystów i trzeba się sporo natrudzić, aby poczuć ten klimat i uchwycić go w kadrze… Najgorzej jest w najbardziej popularnych świątyniach, a także podczas opisywanych przez przewodniki niezwykłych doświadczeń, jak np. wschody i zachody słońca. Hordy ludzi oblegają świątynie w nadziei doświadczenia czegoś mistycznego… Sami przez to tę mistykę psują. Ok, ja też tam byłem. Ale człowiek potrafi się jakoś zachować i wie po co tu przyjechał. A niektórzy (zwłaszcza ci skośnoocy) – grupa 30 osób, 30 aparatów, jeden coś zobaczył i dawaj, wszyscy po kolei to samo ujęcie. Skończą, a po nich następna grupa to samo! A Ty czekasz i czekasz…! Albo zachód słońca z Phnom Bakheng. Wszystkie skrajne miejsca z dobrą widocznością pozajmowane. Im to nie przeszkadza, wchodzą dalej na górę świątyni, cisną się jak sardynki. I robią zdjęcia swoich twarzy na tle pleców tych, którzy im widok zasłaniają. Oczywiście wyciągając rękę z telefonem – aparatem przed sobą… Inni nawet się nie trudzą, tylko siedzą i patrzą w ziemię, gadają a słońce zachodzi. I tak doświadczają tych niezwykłych momentów… Całkowita bezmyślność i niezrozumienie sensu oczywistych rzeczy. Takich ludzi w ogóle nie powinni tu być. Psują tylko klimat swoją obecnością i dodatkowo irytują cię swoją głupotą…

Tłumy w drodze po turystyczne przeżycia...

Zwiedzając Angkor według mnie najważniejsze są tak naprawdę dwie rzeczy: dużo wolnego czasu i dobry przewodnik. Angkor to dziesiątki kilometrów kwadratowych powierzchni. Świątyń i innych obiektów jest bardzo dużo. Aby zobaczyć większość ciekawszych miejsc, doświadczyć tych „niezwykłych” momentów, poczekać aż tłum zniknie ci z kadru, potrzeba właśnie dużo czasu i cierpliwości. Tak więc tygodniowy bilet za 60$ wydaje się być najlepszym rozwiązaniem. Większość jednak nie może sobie pozwolić na tak długi pobyt w jednym miejscu, bo pewnie w planie wycieczki są też inne atrakcje. Dobrą i wystarczającą opcją jest więc bilet trzy – dniowy za 40$. W obu przypadkach radzę zaczynać zwiedzanie od mniej znanych obiektów, zostawiając na koniec te najbardziej spektakularne. Jeśli macie tylko jeden dzień, to najlepiej skupić się na kilku wybranych świątyniach. Nie ma sensu starać się na siłę zobaczyć jak najwięcej, bo człowiek się tylko zmęczy, a widziane świątynie „zleją” się mu w jedną poplątaną całość. W przypadku jednego dnia, można zacząć wcześnie rano od Ta Prohm, następnie pojechać do Angkor Thom zwiedzając budowle poza Bayonem. W porze lunchu odwiedzić Angkor Wat, po czym po południu wrócić do Angkor Thom, żeby zobaczyć Bayon. Na zachód słońca warto wrócić nad północną sadzawkę do Angkor Wat.

"Magiczne" wschody i zachody słońca w tłumie...

Jeśli chodzi o popularne wschody i zachody słońca, to tak jak pisałem, można zobaczyć, ale trzeba liczyć się z dużą liczbą turystów. Na wschód słońca przed Angkor Wat trzeba przyjechać jak najwcześniej (wpuszczają od 5 rano) i zająć dobre miejsce przy północnej sadzawce i się stamtąd nie ruszać, by nie stracić miejsca. Zapominając o ludziach za waszymi plecami czekacie w nadziei, że w tym dniu słońce wzejdzie w postaci pięknej kuli nad wieżami świątyni… Druga opcja to sadzawka południowa, która nie jest tak oblegana, słońce też widać, ale wieże nie odbijają się tak ładnie w tafli wody. Jeśli chodzi o zachód słońca z Phnom Bakheng, sprawa wygląda identycznie. Na długo przed zachodem, należy zająć miejsce, ale tu trzeba się zdecydować co chcemy oglądać. Czy wystające z dżungli wieże Angkor Wat w blasku zachodzącego słońca, czy samo słońce nad wodą zachodniego zbiornika (West Baray). Przemieszczanie nie ma sensu bo już się nie dopchacie… Ale według mnie, jest lepsze rozwiązanie. Zamiast stać w kolejce na wejście i denerwować się tłumem na górze, można zrobić taki trik. Nie wchodzicie na szczyt Phnom Bakheng. Trzeba iść dalej prosto drogą za wejściem na górę świątyni (gdzie wpuszczają strażnicy), w stronę postoju dla słoni. Kawałek dalej po prawej jest mała platforma widokowa, gdzie było zaledwie kilka osób. Kiedy słońce zniży się bardziej, wracając drogą do zejścia z góry na której jest świątynia, po lewej jest druga platforma z widokiem na zachodzące słońce nad West Baray. W ten sposób unikniecie tłumu, kolejki i zobaczycie dwa aspekty zachodu słońca. Ładny zachód słońca jest także ze świątyni Pre Rup. Tyle o czasie.

Najfajniej zwiedza się rowerem

Teraz drugi element – dobry przewodnik. Obok monumentalności kompleksu, historia i hinduistyczno – buddyjska symbolika zaklęta w architekturze, jest największą atrakcją Angkoru. Bez ich odczytania i choćby pobieżnego zrozumienia, zwiedzanie Angkoru jest jak chodzenie po muzeum abo galerii obrazów, bez jakiegokolwiek podpisu oglądanych dzieł. Na miejscu sprzedawane są przyzwoite anglojęzyczne przewodniki. Pytanie, czy na tyle płynnie znamy język, aby zrozumieć co np. znaczy zdanie: „Wisznu przeobraził się w olbrzymiego żółwia, po czym zanurzył się w falach bezkresnego oceanu. Na grzbiecie podźwigał górę Mandara, której zbocza oplótł boski wąż Wasuki. Asurowie pochwycili węża za głowę, niebianie za ogon i tak poczynioną mątewką poczęli ubijać ocean mleka by wydobyć z niego eliksir nieśmiertelności”. To stwierdzenie po polsku jest dla nas niezrozumiałe, a co dopiero wychwycić je z anglojęzycznego przewodnika. Dlatego radzę zaopatrzyć się w dobry – polskojęzyczny przewodnik, traktujący nie tylko ogólnie o Angkorze, ale także opisujący dokładnie świątynie i wyjaśniający bogactwo historycznych i religijnych przedstawień – pięknie zapisanych w kamieniu.

Harmonia natury i kultury...

I jeszcze na koniec kilka praktycznych kwestii. Rower można wynająć za 2$/dzień. Tuk tuk kosztuje między 14 – 20$. Warto o nim pomyśleć przy zwiedzaniu świątyń z tzw. dużego koła, bo rowerem jest to wysiłek. Jeśli chcemy zobaczyć obiekty dalej położone, jak grupa świątyń Roulus, czy pięknie zdobiona Banteay Srei, to trzeba liczyć się z wyższą ceną do 30$. O ile pierwsze ruiny da radę zobaczyć rowerem, to druga świątynia jest położona jakieś 32 km od Sieam Reap. Warto więc w tym dniu wynająć tuk tuka na spółkę z inną parą. Jedzenie i napoje są sprzedawane przed każdą świątynią – ceny umiarkowane. Oprócz tego dzieciaki sprzedają pocztówki, magnesy, pamiątki – wszędzie coś… Nie zapominajmy, że zwiedzać będziemy głównie świątynie i wypada być stosownie ubranym: długie spodnie, zakryte ramiona. Do niektórych świątyń w spodenkach przed kolana lub bluzkach na ramiączkach turyści nie są wpuszczani np. Baphoun. Dużo picia, wieczorem coś na komary i latarka jak się zapomnicie i zostaniecie tu do nocy…;).

Młodzi biznesmeni:)
Młodzi biznesmeni:)

Miało być jeszcze o Sieam Reap… Jadąc tu myślałem, że będzie ono tylko moją bazą noclegową do zwiedzania Angkoru, z tłumami turystów. Na miejscu miłe zaskoczenie, bo miasto ma fajny klimat. Sporo zieleni, kilka watów, dużo przyjemnych restauracyjek i barów. Jest tu dużo bazarów i można zrobić ciekawe zakupy: jedwabne szaliki, sztuka i ceramika khmerska, piękne wyroby z drewna. Jest sporo galerii właśnie ze sztuką Khmerów. Dla tych, którym mało było zwiedzania, dodatkowo Muzeum Narodowe Angkoru (drogi bilet 12$). Pewnie warto, ale niestety nie widziałem. Wieczorem miejscowość tętni życiem. Jest oczywiście sporo turystów, ale ma to fajny – międzynarodowy klimat. No i masaże – już od 1$ za 15 min!:) Jedna godzina całego ciała znalazłem za 12 zł. Nawet w Tajlandii tak tanio nie było! Pomocne w poruszaniu się i uzyskaniu informacji, będą darmowe mapy i przewodniki serii Pocket Gu!de. Dostępne są w większości agencji i biur podróży oraz w niektórych hotelach. Miłego zwiedzania i jak najmniej Chińczyków;).