facebook instagram Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

…Kiedy ogląda się pokazy geotermalne w Parku Narodowym Timanfaya, człowiek może poczuć się niepewnie uświadamiając sobie, że kilka metrów pod jego stopami ziemia wrze… Taka jest jednak Lanzarote – wyspa, która swój wygląd całkowicie zawdzięcza zastygłej lawie i wulkanicznemu popiołowi. Odwiedziłem ją dwukrotnie, raz podczas szkolenia z bazy hotelowej, drugim razem prywatnie, przypływając tu Fuerteventury. Polecam odwiedzić tą enigmatyczną wyspę, bo drugie takiej nie znajdziecie...

Kiedy to po 30 minutach rejsu mój prom z Fuerteventury, przypłynął do miejscowości Playa Blanca, ruszyłem w drogę autem wynajętym samochodem. Od pierwszej chwili w oczy rzucił mi się krajobraz wyspy, który jest jałowy, a wręcz złowrogi i nieprzyjazny. Praktycznie brak roślinności, dookoła pola zastygłej ciemnej lawy albo popiołu wulkanicznego. Wszystko jest wynikiem erupcji wulkanicznych, jakie miały tu miejsce w latach 1730-1736, a także w roku 1824. Jednak po pewnym czasie dostrzega się w tym krajobrazie swoisty urok. Lawa pokryta jest gdzieniegdzie porostami i małymi kwiatkami, stożki wulkaniczne mają różne odcienie brązu i pomarańczy. Jest w tym krajobrazie coś tajemniczego… Poza tym Lanzarote to niezwykła gratka dla geologów i wulkanologów. Dzięki swojej unikatowej geomorfologii, wpisana jest na listę dziedzictwa UNESCO. Moją pierwszą geologiczną lekcją było Los Hervideros – Wrzące Wybrzeże. To tutaj lawa spływając z wulkanów, zatrzymała się i zastygła na skraju wyspy i oceanu, tworząc poszarpane, klifowe wybrzeże. Fale rozbijające się o nie huczą i wrzą, jakby lawa nadal była gorąca… Niedaleko stąd jest El Golfo – małe kraterowe jeziorko o niezwykłej szmaragdowej barwie. Właściwie to takie większe bajoro, które chyba niedługo całkiem wyschnie i atrakcją pozostaną kolorowe skały otaczającego go krateru. W dalszą drogę udałem się do wspomnianego na początku Parku Timanfaya. To jedna z największych atrakcji wyspy, obrazująca także jej charakter. Już sama podróż do miejsca docelowego robi duże wrażenie, kiedy ogląda się niezwykły krajobraz stożków wulkanicznych. Jeszcze lepsze widoki czekają tych, którzy wybiorą się na wycieczkę autokarem po wytyczonej w parku trasie. Takiego „piekielnego” krajobrazu nie spotkacie chyba na żadnej innej wyspie. Wrażenie to potęguje świetnie dobrana muzyka, która towarzyszy podczas wycieczki… Nie można tego odpuścić!

El Golfo

W porównaniu z sąsiednią Fuerteventurą, plaże na Lanzarote nie wydają się być szczególne. Jest jednak kilka, które warto zobaczyć. Jedną z nich jest Famara, w północno – zachodniej części wyspy. To duża plaża z łagodnym wejściem do oceanu, w otoczeniu olbrzymiego klifu. Często tu wieje, dlatego można spotkać amatorów sportów wodnych albo samemu zmierzyć się z falą. Na wspomniany klif można dostać się autem, skąd rozpościera się ładny widok na plażę. Mało mnie by z niego nie zwiało, bo wiatr był niezwykle silny. W takich chwilach człowiek żałuje, że nie ma lotni… Z miejscowości na wyspie na uwagę na pewno zasługuje Teguise. Oprócz ciekawej zabudowy, ma fajny klimat. Wypada tu wspomieć o unikatowej o zabudowie na Lanzarote. W odróżnieniu od innych Wysp Kanaryjskich, nie spotkacie tu wieżowców czy ciągu wielkich hoteli, tak charakterystycznych choćby właśnie dla kontynentalnej części hiszpańskiego wybrzeża. Poza kilkoma wyjątkami, zabudowa na Lanzarote to niskie białe domki, z okiennicami malowanymi na zielono, brązowo lub niebiesko. Na wyspie wolno głównie budować w ten sposób i nawet kurorty na wybrzeżu mają podobny charakter. Jest to zasługą Cesara Manrique – znanego i cenionego hiszpańskiego artysty, który tu mieszkał i tworzył swoją nowoczesną sztukę. Obok naturalnego wulkanicznego krajobrazu, to właśnie liczne wizje tego artysty, są nieodłącznym elementem krajobrazu wyspy. Jednym z nich jest punkt widokowy Mirador del Rio, który był moim kolejnym celem. Rozlega się z niego niezwykły widok na sąsiednią wysepkę La Graciosę, na którą można także popłynąć promem. Widok robi wrażenie, a wychylenie się za barierkę przyprawia o gęsią skórkę… Na koniec w tej części wyspy warto wspomieć o miejscowości Haria, która znajduje się w tzw. Dolinie Tysiąca Palm. Może tych palm nie jest aż tak dużo, ale faktycznie to jedyne miejsce na wyspie, gdzie rosną one w takim nagromadzeniu, co w porównaniu do wcześniej widzianych krajobrazów robi duże wrażenie. Choć na Lanzarote nie ma szczególnie wysokich szczytów, to zjazd do miejscowości Haria jest dość kręty, co dodaje atrakcyjności tej okolicy. Dzień zakończyłem w malutkiej Orzoli, zlokalizowanej na samej północy wyspy. Już wcześniej wiedziałem, że nocleg spędzę w samochodzie, więc przygotowałem kocyk i podoszkę z hotelu na Fuerteventurze ;). Po smacznej kolacji w jednej z restauracji, zaparkowałem w okolicy portu nad oceanem i zaczęliśmy organizować sobie nocleg. Auto było większe niż zazwyczaj, więc spało się całkiem dobrze. Dookoła nie było nikogo, a sama Orzola (zwłaszcza nie w sezonie – a był to listopad), jest małą, senną miejscowością. Czułem się trochę jak na końcu świata i z takim dreszczykiem zasypiałem w tej ciszy…

Klimat miejscowości na wyspie

Na drugi dzień zjedłem śniadanie na małej plaży na zachód od miejscowości. Polecam też odwiedzić plaże na wschodzie. Grafik miałem napięty, bo o 18 czekał ostatni prom na Fuerteventurę. Ruszyłem więc szlakiem atrakcji związanych z Cesarem Manrique. Zacząłem od Cueva de los Verdes i Jamenos del Aqua, które są blisko siebie i właściwie ze sobą związane. I w takiej kolejności też radzę je zwiedzać, bo jest to zgodne z geologiczną historią wyspy i stopniowo potęguje atrakcyjność. Patrząc na mistrzowską aranżację zapadliska w tunelu wulkanicznym, na restaurację, salę koncertową i urokliwy basen, trzeba oddać hołd temu artyście… Jeśli szczególnie nie lubicie kaktusów, to i tak warto odwiedzić Jardin de Cactus. Kolejne dzieło Manrique i dziesiątki najróżniejszych kształtów i wielkości okazów kaktusów. Żonatym spodoba się fotel teściowej;).

Kaktusowy ogród

Kierując się na południe mijałem niewielkie miejscowości, docierając w końcu do winnego regionu La Geria. Na tym nieprzyjaznym jakby się mogło wydawać pustkowiu, rozłożone są niezwykłe winnice. Rośliny sadzi się w zagłębieniach, aby spływały do nich rzadko padające deszcze. Dodatkowo otacza się je kamiennym murkiem, który chroni od wiatru. I takie niecki wypełnione winoroślą tworzą wyjątkowy krajobraz w centrum wyspy, a z zebranych tu winogron, produkuje się lokalne trunki.Na koniec zostawiłem sobie Plaże Papagayo. To kilka oddzielnych plaż na wschód od miejscowości Playa Blanca. Obok Famary są najładniejszymi plażami na wyspie – delikatny piasek o złotym kolorze. W jednej z licznych zatoczek można znaleźć swoje zaciszne miejsce i cieszyć się kąpielą w oceanie. Podziwiałem tu ładny zachód słońca… Tak upłynęły moje dwa krótkie, ale pełne atrakcji dni na Lanzarote. Warto tu przyjechać na dłużej, bo wyspa ma jeszcze więcej do zaoferowania. Jest wyjątkowa i nie podobna do żadnego innego miejsca, jakie wcześniej widziałem. Tajemnicza i na swój sposób piękna…

GARŚĆ PORAD:

  • Alternatywą do wynajmu auta są połączenia autokarowe Lanzarote Vision. Kupując określony bilet można wielokrotnie jeździć po wyspie. Autokary zatrzymują się w większości atrakcyjnych miejsc.
  • Pojedźcie na Plażę Matagorda, aby zobaczyć podchodzące nisko do lądowania samoloty!
  • Będąc tu dłużej, z uwagi na nieduże rozmiary, fajnie wynająć jest rower.
  • Kupcie wino w jednej z winnic w rejonie La Geria i spróbujcie tradycyjnych kanaryjskich sosów: mojo rojo i mojo verde.
Winnice La Geria