facebook instagram Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

Jedną z ikonicznych wysp greckich Santorini, odwiedziłem podczas urlopu na Krecie. Poza bezpośrednimi wycieczkami z Polski oraz rejsami statkiem przez Cyklady, to jedna z możliwości zobaczenia tej pocztówkowej wyspy. Tyle tylko, że wybierając się tutaj, popełniłem błąd, płynąc na wyspę dzień przed planowanym wylotem Krety do Polski... Ale od początku. Do portu w Heraklionie pojechałem na własną rękę wynajętym na krecie autem. W porcie czekał katamaran, który po ok. 2 godzinach rejsu przybył na Santorini. Tam razem z innymi turystami z różnych krajów wsiadłem w autokar i zacząłem zwiedzanie. Pani mówiła na przemian w czterech językach i tak w kółko… Ale ogólnie było ok. Na początek zobaczyłem Pyrgos – dawną stolicę wyspy. I tu po raz pierwszy w zetknięciu z bielą domków Santorini zobaczyłem, jakim błędem było nie zabranie okularów przeciwsłonecznych. Mrużyłem oczy, bo słońce odbijające się od białych powierzchni niesamowicie mnie raziło. Minęło sporo czasu, aż się do tego przyzwyczaiłem. I chyba też mój aparat tego nie wytrzymał, bo z niewiadomego powodu się popsuł. Zdjęcia musiałem robić telefonem.

Ostatnim punktem zwiedzania była Thira, która jest obecną stolicą wyspy. I tu dowiedziałem się niepokojącej rzeczy… Otóż z powodu strajku, katamaran musiał popłynąć na inną wyspę, by zatankować paliwo i będzie opóźnienie w powrocie. A były to czasy, kiedy od dawna mówiło się o greckim kryzysie. Sami Grecy na dobre już zaczęli strajkować. Planowo na Krecie mieliśmy być około 18. Transfer z hotelu na lotnisko miałem o 3 nad ranem. Teoretycznie czasu było sporo, ale… Zacząłem się bać, że nie zdążę na samolot i „na zawsze” zostanę na pięknej Santorini. Dzięki temu opóźnieniu dane mi było oglądać zachód słońca, czego zwykle przy jednodniowej wycieczce nie można zobaczyć. I rzeczywiście zachód był piękny, ale tłumił go strach przed opóźnionym powrotem. Kiedy słońce zaszło, (a ja powinienem być już na Krecie), autokar zabrał nas do portu i tam czekałem z innymi turystami na prom. Okazało się jednak, że jest sztorm – a nasz katamaran przy wysokich falach musi ograniczyć prędkość… I tak w niepewności czekałem na niego do godziny 23.

Oia
Oia

Kiedy w końcu ruszyliśmy, katamaran skakał po wzburzonym morzu, przez co nie mógł rozwinąć pełnej prędkości. W drodze kalkulowałem, co zrobić: czy zdążę na transfer na lotnisko, jak oddać auto do wypożyczalni po północy, ile mogą kosztować nowe bilety na powrót jeśli nie zdążę na lot…! Kiedy przypłynęliśmy na Kretę miałem około godziny do transferu na lotnisko. Pędziłem jak wariat przez Heraklion nie patrząc na czerwone światła. Gnałem krętą drogą, na której (jak się później okazało), kiedyś zginął na motorze jeden z rezydentów biura podróży…, żeby tylko zdążyć na transfer. A przecież można było spokojniej. Mogłem wynająć taksówkę, która dowiozłaby mnie z hotelu na lotnisko. Mogłem poprosić poznanych wcześniej znajomych, by mnie zawieźli wypożyczonym autem i oddali je w moim imieniu do wypożyczalni. Możliwości było kilka, ale wtedy o tym nie pomyśłałem. Te refleksje przyszły później… Kiedy dojechałem do hotelu, autokar czekał 5 minut. Wpadłem do recepcji zostawiając klucze od auta z przykazaniem, aby recepcjonista oddał je człowiekowi z wypożyczalni. W pokoju, wszystko co było w szafkach, dosłownie jednym ruchem wrzuciłem do walizek i wsiadłem do autokaru. Spóźniłem się studencki kwadrans. Ale dla mnie to było jakieś 70 min niesamowitego stresu i szaleńczej jazdy po krętych drogach na wyspie… Strajk, sztorm – to nie była moja wina. Ale od tamtej pory wiem, że tak dalekich wycieczek nie robi się na dzień przed wylotem… Szkoda mi było Santorini. Z obawy przed późnym powrotem, nie mogłem się w pełni nacieszyć jej pięknem. Następnym razem popłynę tam na dłużej, żeby sam na spokojnie objechać wyspę skuterem. W ciągu jednego dnia przeżyłem zarówno piękną, jak i stresującą przygodę… Dziś wspominamy to już z uśmiechem:).